Komentarze: 7
Czuję się jak gruba świnia
I nic tego nie zmieni. Żadna pieprzona głodówka. Żaden basen. zadne hektolitry herbatek na przeczyszczenie. Nienawidzę dni, w których ciało przerasta całą resztę.
Czuję się jak gruba świnia
I nic tego nie zmieni. Żadna pieprzona głodówka. Żaden basen. zadne hektolitry herbatek na przeczyszczenie. Nienawidzę dni, w których ciało przerasta całą resztę.
Picasso
A dzisiaj zwiałam z zajęć. W miejskim deszczu w miejskim parku zbierałam siły do życia. Wczoraj te siły przyszły wraz z listem w szarej kopercie. Ale dzisiaj optymizmu brakowało. Kilka godzin spaceru, potem kilka godzin babrania się w farbach i pędzlach... mimo wszystko niepokój, który mnie gryzł od razna, podgryzał mnie dalej. Kończyło i zaczynało się na i od myśli o jedzeniu. Każdy krok, każdy ruch pędzla, każdy oddech- byleby tylko nie rzucić się na lodówkę i nie pochłonąć wszystkiego. Udało się. Posiłki unormowane w granicach 1600 kcal. Rower i basen. I całkiem udany Picasso :-)
Schrzaniłam dzisiaj dwie rzeczy
Po pierwsze poryczłam się przy Ekwiwalencie tylko dlatego, że chamstwo i bezczelnośćosoby Skądinąd Mi Bliskiej (SMB) osiągnęło stopień tak dalece zaawansowany, że jedyną rozsądną reakcją zdała mi się właśnie ta. A że SMB sprawiłabym tym nieziemską satysfakcję, poryczałam się przy Ekwiwalencie (czego też nie znoszę bo nienawidzę być traktowana jak biedny mały kurczaczek). Nie jestem kurwa biednym małym kurczaczkiem!
Choć przyznać trzeba, że mi trochę ulżyło.Nie na tyle jednak by nie pokusić się o marnotrastwo czasu, pieniędzy i zdrowia jakim jest atak bulimiczny. Ale wiecie co? Ja zaczynam się śmiać i z ataków bulimicznych i z siebie wobec ataków bulimicznych, a najbardziej to z ludzi, ktorzy mieliby chęć mnie pożałować i pocieszyć? Absurd całej sytuacji polega na tym, że jeśli można tu mówić o jakejś świadomości i jakimś zakresie decyzji, to w jakiś sposób bulimia była moim świadomym wyborem. Więc teraz ponoszę jej konsekwencje. Od jutra oczywiście walka o normalność. Siedem dni batalii z organizmem. Zaczyna mnie bawić bezfrasobliwość mojej egzystencji.
Dochodzę do wniosku, że powariowałam
Wniosek o tyle odkrywczy, co prawdziwy. Ale chuj z tym, że się tak brzydko wyrażę. A powariowanie moje polega z grubsza na tym, że wpisuję w wyszukiwarce imię Ekwiwalenta i sprawdzam, co wyskoczy. Wyskakują różne bezeceństwa, ale jeśli myślałam, że wyskoczy on i zamachawszy mi łapką na przywitanie, rzuci swoje: „co tam, laska?” to się grubo myliłam.
Spać nie mogę. Spać nie chcę… Jelita pracują. Brzuch boli. I dupa blada, proza fizyczności.
Blog jest projekcją potrzeb ;-)
Na wstepie sie przedstawie, nie? Bo tak wypada, kindersztuba, sawjarwie ;-) i inne takie (nie mylic z fo pa :-))).
Wlasciwie nie osiagne orgazmu oryginalnosci, jesli powiem, ze strone stworzylam w celu zasmiecenia przestrzeni internetowej tym co jest Subiektywnie Wazne (czyli wazne dla mnie, i byc moze TYLKO dla mnie)
A wazne jest to, ze istnieje czlowiek, którego kocham i którego nienawidze na zmiane (czyli Ekwiwalent Mezczyzny Prawie Idealnego), to, ze mam urojone ciaze co miesiac, hustawki nastrojów, obsesje na punkcie liczenia kalorii i sprawdzania obwodu w pasie oraz kompleks tego, ze jestem quasi-inteligentna (czyli inteligentna inaczej:-))) Dzisiaj dorwal mnie wilczy glod bo wkurzylam sie na Ekwiwalent i tak jakos wyszlo, ze siedze z pelnym brzuchem i z pelna glowa (brzuchem pelnym jedzenia, glowa tornadem niepociesznych mysli). Sie sklada, ze bulimia i anoreksja czasem zaweza mi horyzonty. Jesli akurat tego nie robie- czytam (glownie czescy i angielscy klasycy, nie pogardze wielkimi Polakami- tymi kiedys i tymi teraz), troche maluje, troche szyje, muzyki slucham, troche gram... glównie jednak pisze... glównie jednak pierdoly :-) Tramwajuje, autobusze, roweruje i studiuje. Pijam wina i uprawiam seks (ciagle z tym samym Ekwiwalentem, przez którego cierpie katusze dzis). No i kurwa mac, ja pierdole, mam bulimioreksje, niskie poczucie wartosci, a poniewaz mam tez Internet, stale lacze i cala mloda noc prezede mna to moge to wszystko z siebie wypluc.